I 5 czerwca był smutnym dniem.
Ale nie byłabym sobą jakbym kota nie miała. I tak 30 czerwca zawitał kolejny ogrzewacz do kolan:
Iwan Iwanowicz Iwanow. W skrócie Iwuś. Z racji podobieństwa do rosyjskiego niebieskiego. A zazwyczaj "zostaw to ty szarańczo cholerna i nie gryź / prąd cię popieści / nie właź tam / wyłaź stamtąd / przestań plątać się pod nogami*". Plan dnia: powariować-pospać-pojeść-pomiauczeć-zapętlić. A najlepiej pobudzić pańcię o 4 nad ranem przy pomocy zębów i pazurów. Pańcia zaczyna niedosypiać.
Aktualnie pańcia ma dodatkową rozrywkę w postaci łażenia po mięsnych wszelkiej maści i szukania skrzydełek, mięska, serduszek, wątróbeczki i co tam w ręce wpadnie. Kociak przechodzi na dietę BARF (zainteresowanych polecam poszukać w necie) - jak już nawet RC ma tylko 20% białka (z piór! nie mięsa!) to szkoda gadać... Fakt że się narobię, ale wiem co je.
* - niepotrzebne skreślić.
